Język angielski jest powszechnie znany i rozumiany na całym świecie, toteż coraz częściej artyści z całego globu wybierają go przy tworzeniu swojej muzyki. Wybierają go ze względu na jego uniwersalność, rozpowszechnienie, łatwość pogłębiając w ten sposób swoisty proces muzycznej globalizacji.
W Polsce artystów nawijających w języku obcym można szukać ze świeczką. Pierwszymi o jakich przyszło mi usłyszeć był Liroy, potem KASTA. Do dziś praktycznie brak takich wykonawców. W 2009 roku nie mamy praktycznie ani jednego rapera, nawijającego w języku angielskim gdy na zachodzie co drugi tworzy w tym języku. Wiemy, że język polski jest raczej kiepskim produktem marketingowym i możliwość jego sprzedaży na zachodzie jest nikła. Można by pomyśleć, że w Polsce nie ma artystów godnych występów na scenach Unii czy nawet świata Nic bardziej mylnego. Mamy całe pokolenie artystów czekających na swoją szanse by wydrzeć tzw. Ekstraklasę starym wyjadaczom i objąć prym w polskim rapie. Pierwszym sygnałem wskazującym na ogromny potencjał polskiego rapu była dla mnie płyta Straho - Dynamol, gdzie wśród raperów mających już swoje miejsce w panteonie tej muzyki, mogliśmy usłyszeć "drugą warstwę" Polskich wykonawców. Czyli takich, którzy pukają do drzwi wielkiego świata, a jeśli pukanie nie przyniesie efektu z pewnością wykopią drzwi z zawiasów. Na płycie znaleźli się wykonawcy wcześniej nieznani szerszej publice tacy jak Bu, Kams, Lilu, Potok, Śliwka i przede wszystkim Reno. Największe wrażenie na mnie zrobili Bu, Lilu oraz Reno. Widocznie wiele się nie pomyliłem bo dziś stanowią czołowe postacie nowej, tworzącej się od podstaw sceny. Śmiało zapakował bym ich płyty i wysyłał za zachodnią granice.
Wcześniej internet podał mi do rąk płytę Dinal - "W Strefie Jarania I W Strefie Rymowania". Płyta zaskakiwała mnie w każdym kawałku, bitami i tekstami. Od tego momentu przestałem całkowicie słuchać (choć i tak już niewiele ich słuchałem) tych tzw pierwszoligowców takich jak Tede, Peja, Gural, Onar. Kolejny towar, który na zachodzie by się lepiej sprzedawał niż Polska wódka. Wspominałem coś o panteonie... Zeus, ta ksywka już dziś wiele mówi a już niedługo będzie tworzyła podstawę polskiego rapu. Praktycznie codziennie można usłyszeć o raperze z Łodzi, a ja usłyszałem o nim po płycie pt. "Co Nie Ma Sobie Równych". Debiutancka płyta zrobiła na opinii publiczne bardzo dobre wrażenie, dzięki czemu środowisko czeka na kolejne jego produkcje. W swoich rozważaniach, w zasadzie charakterystyce, nadszedł czas na towar najświeższy, jakim jest Ortega Cartel. Polacy na co dzień mieszkający w Kanadzie w ostatnich miesiącach, po wydaniu płyty pt. "Lavorama", robią błyskotliwą karierę w kraju. Niepowtarzalny styl nawijania, który jak przyznają artyści jest umyślnie nie dopracowany, robi naprawdę świetne wrażenie do tego jest niezwykle oryginalny. Składu ogólnie słucha się bardzo przyjemnie a wśród gości słyszymy Tedego, Ostrego czy wcześniej wspomnianego rekina młodego pokolenia, Reno. Niestety jest to zespół studyjny, który nigdy nie koncertował i nie zapowiada się by zaczął to robić. Może chłopaki zmienią zdanie gdy odniosą sukces komercyjny.
Zapewne znalazłoby się jeszcze kilku, może nawet wielu, wykonawców młodego/nowego pokolenia którzy już dziś robią kariery a o których śmiało można powiedzieć, że trzymają poziom europejski. Osobiście jeśli miałbym polską scenę rapową potraktować jak selekcjoner kadrę narodową to dziś postawił bym na promocję tych właśnie ludzi. Są oni szansą na pozytywny wizerunek i przyszłość tej kultury.
W Polsce artystów nawijających w języku obcym można szukać ze świeczką. Pierwszymi o jakich przyszło mi usłyszeć był Liroy, potem KASTA. Do dziś praktycznie brak takich wykonawców. W 2009 roku nie mamy praktycznie ani jednego rapera, nawijającego w języku angielskim gdy na zachodzie co drugi tworzy w tym języku. Wiemy, że język polski jest raczej kiepskim produktem marketingowym i możliwość jego sprzedaży na zachodzie jest nikła. Można by pomyśleć, że w Polsce nie ma artystów godnych występów na scenach Unii czy nawet świata Nic bardziej mylnego. Mamy całe pokolenie artystów czekających na swoją szanse by wydrzeć tzw. Ekstraklasę starym wyjadaczom i objąć prym w polskim rapie. Pierwszym sygnałem wskazującym na ogromny potencjał polskiego rapu była dla mnie płyta Straho - Dynamol, gdzie wśród raperów mających już swoje miejsce w panteonie tej muzyki, mogliśmy usłyszeć "drugą warstwę" Polskich wykonawców. Czyli takich, którzy pukają do drzwi wielkiego świata, a jeśli pukanie nie przyniesie efektu z pewnością wykopią drzwi z zawiasów. Na płycie znaleźli się wykonawcy wcześniej nieznani szerszej publice tacy jak Bu, Kams, Lilu, Potok, Śliwka i przede wszystkim Reno. Największe wrażenie na mnie zrobili Bu, Lilu oraz Reno. Widocznie wiele się nie pomyliłem bo dziś stanowią czołowe postacie nowej, tworzącej się od podstaw sceny. Śmiało zapakował bym ich płyty i wysyłał za zachodnią granice.
Wcześniej internet podał mi do rąk płytę Dinal - "W Strefie Jarania I W Strefie Rymowania". Płyta zaskakiwała mnie w każdym kawałku, bitami i tekstami. Od tego momentu przestałem całkowicie słuchać (choć i tak już niewiele ich słuchałem) tych tzw pierwszoligowców takich jak Tede, Peja, Gural, Onar. Kolejny towar, który na zachodzie by się lepiej sprzedawał niż Polska wódka. Wspominałem coś o panteonie... Zeus, ta ksywka już dziś wiele mówi a już niedługo będzie tworzyła podstawę polskiego rapu. Praktycznie codziennie można usłyszeć o raperze z Łodzi, a ja usłyszałem o nim po płycie pt. "Co Nie Ma Sobie Równych". Debiutancka płyta zrobiła na opinii publiczne bardzo dobre wrażenie, dzięki czemu środowisko czeka na kolejne jego produkcje. W swoich rozważaniach, w zasadzie charakterystyce, nadszedł czas na towar najświeższy, jakim jest Ortega Cartel. Polacy na co dzień mieszkający w Kanadzie w ostatnich miesiącach, po wydaniu płyty pt. "Lavorama", robią błyskotliwą karierę w kraju. Niepowtarzalny styl nawijania, który jak przyznają artyści jest umyślnie nie dopracowany, robi naprawdę świetne wrażenie do tego jest niezwykle oryginalny. Składu ogólnie słucha się bardzo przyjemnie a wśród gości słyszymy Tedego, Ostrego czy wcześniej wspomnianego rekina młodego pokolenia, Reno. Niestety jest to zespół studyjny, który nigdy nie koncertował i nie zapowiada się by zaczął to robić. Może chłopaki zmienią zdanie gdy odniosą sukces komercyjny.
Zapewne znalazłoby się jeszcze kilku, może nawet wielu, wykonawców młodego/nowego pokolenia którzy już dziś robią kariery a o których śmiało można powiedzieć, że trzymają poziom europejski. Osobiście jeśli miałbym polską scenę rapową potraktować jak selekcjoner kadrę narodową to dziś postawił bym na promocję tych właśnie ludzi. Są oni szansą na pozytywny wizerunek i przyszłość tej kultury.