Młodzi na eksport

wtorek, 13 października 2009
Język angielski jest powszechnie znany i rozumiany na całym świecie, toteż coraz częściej artyści z całego globu wybierają go przy tworzeniu swojej muzyki. Wybierają go ze względu na jego uniwersalność, rozpowszechnienie, łatwość pogłębiając w ten sposób swoisty proces muzycznej globalizacji.


W Polsce artystów nawijających w języku obcym można szukać ze świeczką. Pierwszymi o jakich przyszło mi usłyszeć był Liroy, potem KASTA. Do dziś praktycznie brak takich wykonawców. W 2009 roku nie mamy praktycznie ani jednego rapera, nawijającego w języku angielskim gdy na zachodzie co drugi tworzy w tym języku. Wiemy, że język polski jest raczej kiepskim produktem marketingowym i możliwość jego sprzedaży na zachodzie jest nikła. Można by pomyśleć, że w Polsce nie ma artystów godnych występów na scenach Unii czy nawet świata Nic bardziej mylnego. Mamy całe pokolenie artystów czekających na swoją szanse by wydrzeć tzw. Ekstraklasę starym wyjadaczom i objąć prym w polskim rapie. Pierwszym sygnałem wskazującym na ogromny potencjał polskiego rapu była dla mnie płyta Straho - Dynamol, gdzie wśród raperów mających już swoje miejsce w panteonie tej muzyki, mogliśmy usłyszeć "drugą warstwę" Polskich wykonawców. Czyli takich, którzy pukają do drzwi wielkiego świata, a jeśli pukanie nie przyniesie efektu z pewnością wykopią drzwi z zawiasów. Na płycie znaleźli się wykonawcy wcześniej nieznani szerszej publice tacy jak Bu, Kams, Lilu, Potok, Śliwka i przede wszystkim Reno. Największe wrażenie na mnie zrobili Bu, Lilu oraz Reno. Widocznie wiele się nie pomyliłem bo dziś stanowią czołowe postacie nowej, tworzącej się od podstaw sceny. Śmiało zapakował bym ich płyty i wysyłał za zachodnią granice.

Wcześniej internet podał mi do rąk płytę Dinal - "W Strefie Jarania I W Strefie Rymowania". Płyta zaskakiwała mnie w każdym kawałku, bitami i tekstami. Od tego momentu przestałem całkowicie słuchać (choć i tak już niewiele ich słuchałem) tych tzw pierwszoligowców takich jak Tede, Peja, Gural, Onar. Kolejny towar, który na zachodzie by się lepiej sprzedawał niż Polska wódka. Wspominałem coś o panteonie... Zeus, ta ksywka już dziś wiele mówi a już niedługo będzie tworzyła podstawę polskiego rapu. Praktycznie codziennie można usłyszeć o raperze z Łodzi, a ja usłyszałem o nim po płycie pt. "Co Nie Ma Sobie Równych". Debiutancka płyta zrobiła na opinii publiczne bardzo dobre wrażenie, dzięki czemu środowisko czeka na kolejne jego produkcje. W swoich rozważaniach, w zasadzie charakterystyce, nadszedł czas na towar najświeższy, jakim jest Ortega Cartel. Polacy na co dzień mieszkający w Kanadzie w ostatnich miesiącach, po wydaniu płyty pt. "Lavorama", robią błyskotliwą karierę w kraju. Niepowtarzalny styl nawijania, który jak przyznają artyści jest umyślnie nie dopracowany, robi naprawdę świetne wrażenie do tego jest niezwykle oryginalny. Składu ogólnie słucha się bardzo przyjemnie a wśród gości słyszymy Tedego, Ostrego czy wcześniej wspomnianego rekina młodego pokolenia, Reno. Niestety jest to zespół studyjny, który nigdy nie koncertował i nie zapowiada się by zaczął to robić. Może chłopaki zmienią zdanie gdy odniosą sukces komercyjny.

Zapewne znalazłoby się jeszcze kilku, może nawet wielu, wykonawców młodego/nowego pokolenia którzy już dziś robią kariery a o których śmiało można powiedzieć, że trzymają poziom europejski. Osobiście jeśli miałbym polską scenę rapową potraktować jak selekcjoner kadrę narodową to dziś postawił bym na promocję tych właśnie ludzi. Są oni szansą na pozytywny wizerunek i przyszłość tej kultury.

Kondycja sceny

poniedziałek, 5 października 2009
Swego czasu o Polskiej scenie hip hopowej mówiło się, że rozwija się niezwykle szybko. Potem mówiło się, że jest to trzecia potęga świata zaraz za Stanami i Niemcami. W którym miejscu jesteśmy dziś? Co się zmienia? W którą stronę podążamy?


Wtedy na scenie mieliśmy takich wykonawców jak Paktofonika, WYP3, Kaliber 44, Fisz, Slums Attack, Molesta… częściej słyszało się Abradaba, Ostrego czy nawet Eldo. Wtedy podobno byliśmy czołówką. Na dobrą sprawę nie da się ustalić jako takiego rankingu jednak można ocenić w którą stronę zmierzamy. Kiedyś mogliśmy usiąść przed telewizorem czy odpalić radio i posłuchać czarnego piątku. Nawet włączając VIVE czy MTV mogliśmy liczyć, że za chwile pomiędzy desantem techno, disco czy innej rąbanki usłyszymy jakiś dobrze znany nam i miły dźwięk. Dziś jest inaczej. Czarny piątek zdjęto z anteny a programy telewizyjne już dawno trafiły do śmietnika polskich mediów. Ze Slums Attack zostały ruiny, Paktofonika zakończyła swoją działalność, Kaliber się rozpadł jak wielu innych. Po nich zostali soliści. Po roku 2002 scenę na własnych barkach trzymał Ostry, Pezet, Tede, Rahim, dAb, Gural, Peja i tak przez około pięć lat. Praktycznie żaden młody artysta nie przebił się do czołówki polskiej poza chyba jedynym wyjątkiem jakim był skład 2cztery7. Wtedy rap zaczął znikać z ekranów i wcale nie dlatego, że największe zespoły znikły ale po prostu się znudził, był zbyt monotematyczny i trudny w odbiorze. Pojawili się tzw. Hip-hopolocy wykorzystujący lukę w „rynku” i nagrywający wpadające w ucho kawałki o miłości w zasadzie mające niewiele wspólnego z rapem, to też nie klasyfikuje ich do tej dziedziny. Wszystko szło coraz gorzej aż z mediów rap znikł prawie w stu procentach. Niektórzy mówią, że się cofnął a inni, że wrócił do podziemia bagatelizując problem. Mimo tego, że nie mamy szans go usłyszeć to jednak uważam, że problemu aż tak wielkiego nie ma. Taka sytuacja może wyjść dla rapu tylko i wyłącznie na dobre ponieważ dokona się swego rodzaju samooczyszczenie środowiska. Część ludzi poukłada to sobie i zacznie grać inaczej, młodzi artyści pozostający w cieniu będą mieli szanse się wybić a ci którzy nie zmienią podejścia bo nie będą chcieli lub po prostu nie będą umieli zostaną strąceni w niepamięć. Dziś widać wynurzającą się nową grupę raperów która aspiruje do objęcia schedy po starzejącej się elicie. Wśród nich znajdują się Ortega Cartel, Reno, Lilu, Procente, Grubson, L.U.C, Miuosh, 2cztery7, Bas Tajpan (jakkolwiek odnajdujący się w rapie) i TeTris. Raperzy ci (i raperka) oferują nam bardziej przyswajalny rap, zaskakujący rymami i spostrzeżeniami, wysokimi umiejętnościami nie sprowadzającymi się do prostej melorecytacji. Raperzy gęsto siejący punchami wprawiającymi czy to w spazmatyczny śmiech czy to w osłupienie. W 2009 roku jesteśmy daleko poza Stanami Zjednoczonymi, daleko za Francją, Szwecją, Anglią, nie wspominając już o zachodnich sąsiadach. Powoli jednak zmieniamy oblicze Polskiego rapu (poza pojedynczymi incydentami) i wracamy na należyte nam miejsce.

Nowe pokolenie raperów powinno stać się naszym towarem eksportowym jednak rzadko kiedy widzę jakiekolwiek wsparcie starej gwardii chyba obawiającej się o własne portfele. Promocja młodych i zdolnych jest żadna ale i tu można znaleźć kilka przypadków w których „starzy” wyciągnęli rękę w kierunku młodych jak np. Straho – Dynamol. Ewidentnie jest tego za mało ale jeśli położyć nacisk na młodzież to góra za 3 lata polskiego rapu znowu będziemy mogli słuchać w radio i telewizji.

W następnym artykule kontynuacja rozważań o stanie polskiego rapu pt. "Młodzi na eksport"

Dzień z łódzkim rapem #5

niedziela, 4 października 2009
Przyszedł czas na kawałek Zeusa. Raper z łódzkiego Teofilowa nabiera tempa, po świetnej płycie 'Co nie ma sobie równych' powoli nadchodzi czas na premierę drugiego legala. Lecz ja postanowiłem wybrać wałek taki, który nie znalazł się na żadnym mikstejpie czy EPce, jest zwykłym free trackiem. Tak więc przed Wami numer o tytule 'Kocham', który powinien naładować Was pozytywną energią.

Tede - "Note2 Errata"

piątek, 2 października 2009

Emocje po Note2 jeszcze nie upadły, a Tede wypuszcza kolejny materiał! Na stronie WJ ukazała się wiadomość o mini EP zatytułowanej "Note2 Errata". Epka ma być rozliczeniem z polską sceną muzyczną, bez wazeliny i kompromisów.
"To nowe spojrzenie na zaistniałą sytuację i oczywista kontynuacja naszego albumu. Okładkę projektował wiadomo kto i właśnie taki był pomysł, żeby przypominała wiadomo co. 2109 Pokolenie N2 powstań! Polska powstań, Wielkie Joł " - dodaje Tede.
Oczywiście wiadomo na czyje zaczepki odpowiedział Tdf (tym samym myliłem się myślać, że Tedzik nie da się sprowokować). Zachęcamy do sprawdzenia Epki, można ją pobrać pod tym, tym lub tym linkiem.

Sprawy porządkowe + parę ciekawostek/nowości

czwartek, 1 października 2009
Siemanko. Od dziś na blogu będzie pojawiać się więcej postów, innych niż do tej pory. Skupialiśmy się głównie na recenzjach itp. 'ważniejszych' sprawach. Teraz postaramy się to zmienić, rozruszać trochę tego bloga. Będziemy podawać różne ciekawostki, nowości z świata rapu (oczywiście w miarę naszych czasowych możliwości). Mamy nadzieję, że się to Wam spodoba. No więc zacznijmy.

Krążek Tedego, Note2 osiągnął status złotej płyty. Miało to miejsce wczorajszego dnia. Przypomnę, że aby otrzymać to miano, płyta musi sprzedać się w ilości 15 tys. egzemplarzy. Mało, jeśli porównamy to z rynkiem zachodnim, ale cóż, takie są polskie realia. O ceremonii wręczenia tejże płyty na razie nic nie wiadomo.

Światło dzienne ujrzała tracklista drugiej solowej płyty Miuosha zatytułowanej "Pogrzeb". Premiera datowana jest na 30 października, lecz już teraz możecie zamówić pre-ordery. Oto link.
A to tracklista:

CD1

01. "Intro"
02. "Pogrzeb" (feat. Pih)
03. "List do B"
04. "Znam Swe Miejsce" (feat. Siwydym)
05. "Sado" (feat. Textyl)
06. "Zły"
07. "Szczekaj" (feat. Bob One)
08. "Mowią Na Mnie"
09. "Postęp" (feat. Bas Tajpan)
10. "Daleko" (feat. Bob One)
11. "Barwy Szczęścia"
12. "Skazani" (feat. Zeus)
13. "Nie Mów Mi..."
14. "Kolos" (feat. Puq)
15. "Zostawiam Po Sobie Tylko Ból"

CD2

01. "Pogrzeb" (feat. Pih) [Sherlock Remix]
02. "Szczekaj" (feat. Bob One) [Grrracz Remix]
03. "Barwy Szczęścia" [UBbeatz Remix]
04. "Szczekaj" (feat. Smagalaz, Bob One) [UBbeatz Remix]
05. "Kolos" (feat.Puq) [Gft Remix]
06. "Pogrzeb" [Luca Remix]
07. "Szczekaj" [Gft Remix]
08. "Znam Swe Miejsce" (feat.Siwydym) [Bob One RMX]


Kolejne info. Wyskoków Pei ciąg dalszy. Poznański raper zaczepił Tdf'a podczas 'freestylu' na jednym ze swoich niedawnych koncertów. Była to odpowiedź na komentarz Tedego w sprawie zielonogórskiej afery z udziałem Ryśka. Widać, że Peja nie zna umiaru i ciągle mało mu rozgłosu. Czy wyrośnie z tego beef? Nie wiadomo, ale osobiście wątpię, aby Tedzik dał się tak łatwo sprowokować. A oto filmik z całego zajścia:



Na dziś to tyle, do następnego razu rapfani : )

Dzień z łódzkim rapem #4

wtorek, 29 września 2009
Dziś pokażę Wam kawałek najlepszego ziomka Zeusa, być może niektórzy go kojarzą, mowa o Joteste. Jest to połowa składu Pierwszy Milion (wraz z wyżej wymienionym Zeusem) oraz Fatum (razem z Podłym). Track wyprodukowany przez Zeusa nosi nazwę "Jesteś z Nami?" i pochodzi z solowej płyty Joteste "Życie, które mnie wybrało". Dobry bit w połączeniu z ciekawym flow dają całkiem niezłe efekty. Polecam gorąco całą płytkę.

Uwaga! Zielonogórskie popisy

poniedziałek, 28 września 2009
Chyba jeszcze nigdy o Polskim raperze nie było tak głośno jak po ostatnim koncercie Peji w Zielonej Górze. Jaki jest Peja można się spierać w nieskończoność. Można mówić że ulicznik, że cham, że kiepski raper. Tak czy inaczej niezaprzeczalnym faktem jest to iż poznaniak na pewno coś osiągnął i stał się z podrzędnego artysty osobą medialną i dla wielu wzorem do naśladowania.

Za ten tekst miałem zabrać się już jakiś czas temu jednak zdecydowałem się poczekać na wypowiedź rapera. Czekałem, czekałem no i się doczekałem. Praktycznie na każdym portalu można było znaleźć odnośnik do reportażu w programie "Uwaga!". Pomyślałem, że jak zajęła się tym "Uwaga!" to program będzie zrobiony solidnie oraz obiektywnie. Ale może najpierw wspomne czemu zaczynam od końca. Dzieje się tak ze względu na to iż właśnie w "Uwadze!" mamy dokładny obraz tego co się działo pod sceną, jak zachowywał się "poszkodowany" 15 latek, publiczność oraz artysta. Po programie spodziewałem się przede wszystkim obiektywizmu, którego niestety zabrakło. Jeśli wszystkie inne media typu Polsat, wp.pl, Fakt i inne robiły z Peji potwora tak TVN zrobił z artysty człowieka który przeszedł duchową przemianę (oczywiście na rzecz dobra). Nic lepiej nie mogło uciszyć opinii publicznej jak ukazanie sprawcy w świetle poszkodowanego przez życie. Uważam, że ludzie przechodzą przez różne bagna a każdy ponosi konsekwencje swoich czynów o czym wspomniał w programie Hirek Wrona. Tym razem nie powinno być inaczej. Ubrany w elegancką koszule Peja siedząc na eleganckim fotelu w pięknym domu opowiada o tym jak wyszedł z bagna. Do tego dochodzi elegancka i piękna żona stojąca z artystą na balkonie a w tle zachód słońca, obrazek rodem z bajek. Osobiście interesuje się PR i śmiem twierdzić że zagrywka mająca na celu rozgrzeszenie artysty w oczach opinii publicznej. Tyle co do samego programu.
Przejdźmy do zachowania artysty podczas koncertu. Każdy ma swoje granice, fakt ale czy artyście, jak na polski rynek muzyczny, nie małego kalibru wypada tak zareagować? Czy nie można było zwrócić się do ochrony? Można. Zgodnie z literą prawa artysta powinien ponieść konsekwencje. Nie ma też co ukrywać, piętnastolatek przeholował. Niemniej jednak nie tłumaczy to osoby o tyle starszej i wiele bardziej doświadczonej życiowo (scenicznie) jak Peja. O dzieciaku można powiedzieć tylko i wyłącznie "debil". Co takiemu można zrobić? Zlinczować nie można... a jednak! Jeśli sąd nie wyda wyroku skazującego okaże się że lincz jest dozwoloną formą usunięcie frustrujących nas osób z koncertu. Niektórzy mówią "co dzieciak tam robił skoro nie lubił Peji?" a no na koncercie występowali inni artyści albo po prostu zapłacił za bilet tylko i wyłącznie by pokazać środkowy palec Peji, ot idiota czerpie przyjemność z takiego zachowania. Ciekawe tylko czy jest obecnie zadowolony z wyniku swojej inicjatywy.
Równie ciekawą sprawą jest postawa jaką wykazały się osoby tak naprawdę odpowiedzialne za to wszystko czyli nikt inny jak Urząd Miasta Zielona Góra i pracownicy ochrony. Media Urząd Miasta zostawiły tak naprawdę bardzo szybko w spokoju. Bo urząd taki jest niemedialny, kiepsko się sprzeda a dodatkowo ten zwalił wszystko na artystę obiecując (i jednocześnie umywając ręce) :"Peji nigdy więcej do Zielonej Góry już nie zaprosimy". Urząd rzucił również kamień w stronę firmy ochroniarskiej, którą sam zresztą zatrudnił! Każdy organizator koncertu ponosi konsekwencje tego co się na nim działo.

Podsumowując wina jak zwykle leży po środku. Po stronie Peji bo mimo tego że powinien to nie wytrzymał, dzieciaka bo po prostu jest "kretynem", Urzędu bo zatrudnił kiepską firmę ochroniarską, firmy bo wykazała się brakiem profesjonalizmu i w końcu mediów, które szukają taniej sensacji podkręcając atmosferę. A najbardziej ucierpiała na tym subkultura hip hopowa. Bo jeśli "wjeżdżać" na artystę to widać jakich mamy raperów, natomiast jeśli "wjeżdżać" na dzieciaka mamy negatywny obraz polskiej subkultury.

Dzień z łódzkim rapem #3

piątek, 25 września 2009
Siemanko, kolejny post z serii 'Dzień z łódzkim rapem'. Dziś troszkę inne klimaty, bardziej psychodeliczny styl. Chyba najbardziej popularnym składem z Łdz, tworzącym właśnie w tym stylu jest Pesante. Zespół tworzy dwóch raperów, Maniak i Klasik. Kawałek, który chcę Wam pokazać nazywa się 'Po raz dwa' i pochodzi z epki 'PsychoLodzY' wydanej przez wytwórnię Miuosha, Fandango. Dobry bit, ciekawy patent na nawijkę, inny styl = klimatyczny wałek.


Dzień z łódzkim rapem #2

wtorek, 22 września 2009
Ejoł! Dziś kawałek grupy Afront zatytułowany 'Amerykański Sen'. Za bujający bit odpowiedzialny jest O.S.T.R., track pochodzi z płyty 'A miało być tak pięknie'. Moim skromnym zdaniem jest on najlepszym wałkiem na tym krążku. Polecam zaznajomić się z twórczością Afrontów, jest to jeden z najbardziej niedocenianych składów na polskiej scenie. Miłego słuchania, do następnego razu. ; )

Dzień z łódzkim rapem #1

niedziela, 20 września 2009

Witam. Od dziś co jakiś czas będę wrzucał posty zatytułowane „Dzień z łódzkim rapem”. Będę w nich przedstawiać wybrany przeze mnie kawałek z łódzkich stron, jako że sam z nich pochodzę i mam ten temat dosyć nieźle obcykany : ) Na początek: KaFF KaFF-L lub po prostu Kaffel. Track nosi tytuł ‘Czarna Krew’, został wyprodukowany przez genialnego Kixnare’a, a gościnnie wystąpili na nim Afront oraz Jot. Numer naprawdę godny uwagi.



TeTris - Dwuznacznie

środa, 16 września 2009

Jeśli ktoś spodziewał się rewolucyjnej płyty, czegoś nowego, świeżości i jakiejś odmiany w stylu "Króla Podziemia"... niestety zawiódł się. Natomiast jeśli spodziewałeś się wysokiego poziomu i starego, dobrego TeTrisa w okresie dominacji elektronicznych bitów i tekstów o "dupach" jest to z pewnością materiał dla Ciebie.

Nie będę się rozpływał i pisał że płyta mnie zachwyca i kładzie na obie łopatki bo bym musiał kłamać. Nie napiszę też że będę do tej płyty wracał codziennie, co więcej, nie ma na tej płycie kawałka który spowodował bym włączył w Winampie "Tryb powtarzania: UTWÓR". Jednak płyta nie odstrasza. Ma charakterystyczny dla Teta klimat. Co od razu mnie zainteresowało to z pewnością podkłady... w których nie brakuje praktycznie nic. Ich brzmienie od razu daje efekt w postaci większego luzu czy zmiany podejścia do płyty. Od pierwszych sekund bitu wiadomo że nie będzie to płyta łatwa nastawiona na pozyskiwanie nowych słuchaczy. Co ciekawe w większości ich producentem jest sam raper. Przesłuchując po raz pierwszy w zasadzie słuchałem jedynie bitów, chyba nie byłem wystarczająco skupiony albo teksty po prostu nie przyciągały mojej uwagi... stąd pierwsze wrażenie było negatywne. Po drugim jej przesłuchaniu, skupiając się już głównie na tekstach, odniosłem wrażenie że już niektóre punchliny słyszałem, choćby "długi dystans jak Promoe / a nie kwestia promocji" oraz część linijek z tracku "Magnum 2", aczkolwiek tu można to wybaczyć taktując kawałek niejako kontynuację pierwszej jego części z epki "Naturalnie". Jednak to mogło być po prostu wrażenie, ponieważ płyta jest bardzo podobna do poprzednich. Czy to jej plus czy minus nie jestem w stanie powiedzieć.

Nie ukrywam, że kawałkami wartymi uwagi od razu wydały mi się tracki "Na Tacy" i "Autorytet". W pierwszym podkład ujawnia chillout, teksty ujawniają wysoki poziom rapera. Drugi przyznaję zainteresował mnie głównie dlatego iż usłyszałem na prawdę dobry wjazd, który następnie okazał się solidnym i w swej prostocie świetnym bitem, plus skrecze z Pezeta. Dalej już było tylko lepiej... śmiało mogę powiedzieć że jest to najlepszy kawałek tej płyty, który w momencie zakończenia wywołał grymas na mojej twarzy z powodu konieczności oczekiwania na kolejny kawałek. "Jeden świat" na którym słyszymy Teta w kooperacji z "W.E.N.Ą", kawałek o tyle ciekawy, że udany występ zaliczył wspomniany gość, sam Tetris nie wypadł jakoś rewelacyjnie. Pozostając przy featach nie możemy zapomnieć o Ostrym... zaczyna się fajnie... jedziemy dalej... eeee, nie znowu Tet wypada jakoś blado, Ostry poziomu też nie podniósł, tym bardziej że nie znoszę kiedy nawija z "zatkanym nosem", nie wracamy do tego. Nie ukrywam, że po tym jak zobaczyłem Łonę na gościnnym pomyślałem że kawałek musi być dobry. Bit na którym szczeciński raper powinien czuć się jak ryba w wodzie jest dobrym zwiastunem tracku... no i na reszcie Tetris nie zawiódł, tym bardziej że nie często można go słyszeć w imprezowym kawałku. Łona jak to Łona nigdy nie zawodzi. Płyta nosi tytuł "Dwuznacznie" więc wykazałbym się rzadkim brakiem profesjonalizmu gdybym nie wklepał kilku linijek o kawałku tytułowym. Na pewno ale to na pewno nie miał to być hit dyskotekowy. Tetris jak zresztą w większości kawałków chciał przekazać coś z własnego życia. Spokojny bit, a wręcz melancholijny, daje impuls uruchamiający przemyślenia nad trackiem, do czego też Was nakłaniam.

Płyta sądzę, że warta przesłuchania nie mniej jednak podtrzymują iż nie wnosi ona wiele nowego do kanonów polskiego rapu. Pełna zaskakujących rymów i tekstów. Niestety porównując płytę z poprzednimi możemy dojść do wniosku iż Tetris rozwinął się tylko nieznacznie. Z przykrością też muszę stwierdzić iż mam nieodparte wrażenie, że w niektórych momentach artyście zabrakło świeżych pomysłów. Podsumowując, płytę można zaliczyć do dobrych płyt (niestety tylko dobrych), na wysokim poziomie z bardzo dobrymi podkładami, którą warto włączyć do audioteki.

Pih - Dowód rzeczowy nr. 1

niedziela, 13 września 2009

Dziś wyszedł pierwszy kawałek promujący nową płytę Piha pod tytułem "Dowód rzeczowy nr. 1". Jest to trylogia, każda z trzech płyt zostanie wydana w półrocznych odstępach. Pih o samym kawałku mówi "Zasznurowane Usta... to w pewnym sensie list do Chady, kilka gorzkich refleksji wyrażonych w dosadnych słowach na temat sytuacji w jakiej Chada się znalazł. To także pomoc jaką mogę ze swojej strony zaoferować. Jak doskonale każdy zdaje sobie sprawę, Step Records nie jest w stanie skutecznie i sprawnie promować płyty Chady bez jego aktywnego udziału. Postanowiłem tym utworem przypomnieć wszystkim o płycie Chada - Proceder, która nie tylko w moim odczuciu zasługuje na większą uwagę niż miała dotychczas. Wiem, że gdybym sam był w podobnej sytuacji mógłbym zawsze liczyć na pomocną dłoń Chady, od czego w końcu są przyjaciele". Głęboki kawałek od serca bardzo dobrze promuje pierwszą część trylogii Piha.

Onar - Jeden Na Milion - recenzja

sobota, 12 września 2009



"... ja wracam... słyszę bicie Twojego serca... nie denerwuj się..."
Zaraz po przyjściu do mnie listonosza w jakże niezapomnianej dacie 09.09.09, odpakowaniu dość dobrze zapakowanego digipacka - Onar przywitał mnie owymi słowami.. Nie ukrywam intro zajebiste z wpadającym w ucho biciwem od Eljota. "To kolejna dobra płyta na dobrych kurwa bitach" na tym cytacie się skupmy, po odsłuchaniu "Mam zajawkę" z Bob One`m i "To ma sens" hmm... Onar może mieć racje, płyta powinna być a raczej musi (!) według zapewnień być dobra, bo niby czemu miałbym inwestować w preorder? "To moja nowa płyta - Twoje nowe kłopoty" Jak już wspomniałem biciwo dość dobre, tekstowo też według mnie jest całkiem w pytke. W sumie to nagranie to intro więc ciągnąc palcem w dół okładki spoglądam na numer 2 którym jest "Jeden na milion" pomyślmy hmmmm bit od Elijota znów wpada w ucho ale tekst według mnie lekka bragga "My" "ja" "jeden na milion" "reszta wypierdala". W sumie kawałek dobry lecz Onar lekko przesadziłeś z tą "braggą".
"A ja pisze, pisze, pisze, pisze, pisze, pisze bo wiem, że..." - To ma sens! Zawitał pierwszy singiel na moim sprzęcie. Kawałek jest ogólnie znany, co nie oznacza, że nie można na jego temat napisać ;). Zaczne od klipu - tak, od klipu. Pierwsze kilka sekund... Onar, Okulary, Chusta. WTF? Chciałem włączyć Onara a nie DonGuralesko, niestety sprawdziłem nazwę i tak - to jest właśnie Onar, pierwsza myśl - "zmylfoniłeś się sowicie?" (nie, nie bede wracał do beefu! a przynajmniej mam taką nadzieje :) ) No to Oglądamy klipa! Zaczyna się od refrenu który na początku przyznam się nie spodobał mi się w ogóle, ale pierwsza zwrotka wpada na podkład i powiem wam, Tobie też Onar, że widać zaangażowanie w ten tekst, ogólnie warstwa tekstowa i podkład Fo jest zajebiście zgrana. Wróćmy jednak do klipu - Ludzie W T F ? Tyle kolorków, drugi Gural - o co kurwa chodzi? Teledysk mimo, że ma przekaz sam jako klip totalnie - powtarzam - totalnie mi się nie podoba. I tak przed premierą słuchałem samej mp3 bez klipu ponieważ nie mogłem wytrzymać :( .
Wychodzę z pokoju sprawdzić czy nikogo nie ma w mieszkaniu, żeby na max odpalić kawałek na który czekałem od pokazania tracklisty. Biciwo Szopsa i feat Eldoki... To musi być torpeda zatem przepraszam drodzy sąsiedzi ale dziś nie pośpicie (w tym momencie zapaliły się zaraz po zielonych lampkach dwie czerwone, jedna z lewej a druga z prawej ;) ) Zwrotka Onara na poziomie, wstęp naprawde mi zaimponował ale znow lekka bragga, czemu :( . Ale zaraz po krótkim refie o Honorze, "nie możemy przegrać" itp wbija Eldoka (dla mnie chyba liryczny mistrz) niestety nie potrafię Wam ludziska opisać tego co czułem słysząc Eldoke ale musze przyznać, że troche sie wkurwiłem bo track ma tylko 2:56!!! Czemu najlepsze kawałki są takie krótkie, nie rozumiem czemu nam to robicie :(
Nie wierzę... "Cały czas nawijam i nie mogę wyjść ze studia" Samo to brzmi ... wiecie jak ale po drugiej części "są rzeczy dzięki którym rozwijam skrzydła" już się lekko uspokoiłem. Według mnie znów jest to bragga (chociaz troszke ale jest :D) chyba, że Onar chciał nawinąć o tym jaki jest pewny siebie to też mogę zaakceptować i tak to zinterpretować. Nuta wg mnie "bausowa" co nie znaczy, że jest zła, bo ma i przekaz i moc. Mimo, że do każdej nuty narazie się przyczepiłem i stwierdziłem, że w każdej jest lekka bragga. Każda z wcześniejszych nutek jest dobra. Ale panowie i panie, ile można tej braggi? (lub ile moge sie czepiać o to)
Numer szósty na płycie "Ręce do góry" zdecydowane nagranie na koncerty a przynajmniej refren (w sumie ciekaw jestem jakby wyglądało "a ja pisze, pisze, pisze, pisze, pisze" lub TO na koncercie hmmm... może kiedyś sprawdzę) w tym nagraniu o ruchy na parkiecie jest odpowiedzialny DJ Story i muszę powiedzieć że kolejny dobry bit, nawet bardzo dobry bit. Tyle o tym nagraniu, oczywiście jak poprzednie warto to sprawdzić, chociażby dla podkładu.
"Tak tu jest" - Nie wiem czemu ale nie podoba mi sie to nagranie... Może i Elijot się postarał, może i Wam sie podoba ale mi nie. Nie chce sie na ten temat rozpisywać bo po prostu "nie i chuj" I nie bede tego słuchać.
Znajomy podkład, błysk reflektorów... czy ja nie słyszałem tego tydzień temu na Youtubie? TAK - Oczywiście mowa o "Mam zajawkę" o niskie, bardzo niskie bassy zatroszczył się DJ Story i nieziemsko mu to wyszło (to ten moment kiedy żałuję, że nie mam subwoofa). Nuta zaczyna się od zwrotki Onara, nie wiem czemu ale mam wrażenie, że lekko jest skierowana w Tedego "Nie podasz mi ręki, nigdy Ci nie podam mojej pierwszy, jesteś szczery - ja jestem szczerszy" ; "jest między nami kosa, Ty wbijam w to chuja" hmmm moze mi sie coś ubzdurało ale skończmy ten temat bo zaczyna się refren Bob One`a i od razu mi się spodobał, zwrotka Bob One`a też zajebista może pokusiłbym się o stwierdzenie, że nawinął lepiej niż Onar ale się wstrzymam bo to byłaby ciężka decyzja.
"To ja Onar, jeden jedyny który mowi tylko o blokach, blokach i blokach" że tak powiem... jakby zmienić blokach na bragga to mógłbym się zgodzić ponieważ to jest kolejna nuta bragga i zaczyna mi się to nudzić powoli ale nawijka poszła "to ja ten monotematyczny raper" więc wybaczam ;) Dj z poprzedniej nuty również jak i tam (chociaż nie tak bardzo) postarał się o warstwe muzyczną która jest dobra ale po wczesniejszej nucie myślałem, że pierdolnięcie będzie jeszcze lepsze :) Ogólnie "W twoim bloku" jak dla mnie na minus.
29.08.2009 za sprawą Emesa (admin z onar.com.pl [pozdrawiam :) ] ) wielu ludzi strasznie się zmieszało w sprawie płyty Onara spytacie czemu, juz odpowiadam! Numerem 10 na płycie jest "Ze sobą nie wygram" z featem uwaga - Afromental! Ja osobiście miałem pozytywne podejście do tego nagrania, ponieważ gdy słuchałem VNM - Marzyciele z występem Afromentala to zajebiście mi się spodobał ref. wykonany przez Thomsona bodajże. Kawałek bardzo osobisty, szczery i całkiem w moim guście jak dla mnie Donatan, Onar, Afromental 10/10 chłopaki!
Sialalala Ze sobą nie wyyyygraaaaaam ... Ale co dalej, nuta która chyba najbardziej mnie zajarała się skończyła. Co teraz? Wtf? "Odśwież się" ? No to uszy nastawiam na 11 kawałek i nasłuchuje co Onar też wymyślił na tym nagraniu. Tajemniczy wstęp DJ Decks`a wprowadzający do ciekawego podkładu i ... braggowego tekstu? Znów często się powtarzają różne odmiany słowa "ja" ale czemu :( to jeden z niewielu przypadków kiedy ciesze się, że nagrywają krótkie kawałki. Dobra, walić to - dawać 12 na głośniki.
Dupy w dół? Ręce w górę? Hit na dyskoteki? Wszystko byłoby fajnie gdyby nie przypominało mi to kawałka chociażby "w twoim bloku". Podkład fajny, tak Szops - dałeś rade! Ale czemu nawijka Onara na nim mi się nie podoba? Nie wiem, nie potrafię tego wytłumaczyć. Drugi kawałek pod rząd który mi się nie podoba... O co chodzi? Co z pechowym numerem 13? Już Wam mówię!
Po pierwsze Szops wielki props za bit od samego początku juz wydawał mi się wyjątkowy i tak dokładnie było! Po drugie zwrotka Onara (mijam moją obsesje na punkcie "ja") jest nawet zajebista. Po trzecie - Słoń, to co on tutaj odjebał jest nie do opisania. Dziękuje Ci Onar za ten feat (nie słyszałem wcześniej Słonia, wiem, wiem, jestem idiotą) Ludzie, Słoń mnie rozjebał na całej linii, jego zwrotka jest wręcz genialna (tak to tylko moja opinia) Neeeext - Shellerini, nie wiem czemu ale nie trawię kolesia. Więc następny, Paluch (tez mój debiut z owym raperem) streszczę to w 1 zdaniu. Szału nie robi ale zwrotka ma to coś co sprawia, że chcę ją uslyszeć raz jeszcze. Kawałek zaraz po dziesiątce na tą chwile zdominował płytkę!
Borixon? Borys, Ty z Onarem? Jak za czasów HK? Kręć mi dupą 2? Bit Krys? TO MUSI BYC TORPEDA! Ale nie, nie napiszę wam recki tego kawałka. Musicie to usłyszeć.
Zwrotki z remixów opiszę krótko -> Pezet według mnie nic nie pokazał, Mes zajebiście (uwielbiam kolesia ogólnie ;) ) "Tak tu jest" odsyłam do siódmego kawałka na płycie i przeczytanie opinii ;) Kręć mi dupą 2 zajebiscie wszystkie 3 zwrotki! Jestem z miasta również zajebiozka :)

Podsumowując, nie żałuję zakupu płyty Onara, digipack bardzo ładnie jest zrobiony, dostałem vlepke gratisowo, jednak muszę stwierdzić i wielu z Was się pewnie ze mną zgodzi - Jeden Na Milion< Pod Prąd!

Pozdrawiam i zapraszam do własnej oceny płyty, odsłuchu i zakupu - Czajnik !
Siedzieliśmy w małym gronie paląc mniej legalne używki, trzymając piwo w ręku i dyskutując na temat początku tego wszystkiego o czym mowa na tym blogu. Gdzie to wszystko się zaczęło? Kto był pierwszy? Co było iskrą do tego wszystkiego? Tematy które poruszaliśmy, niejednokrotnie podnosiły ciśnienie i musieliśmy robić przerwy by któryś z rozmówców nie wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. W zasadzie były dwie strony tego pojedynku jedna twierdziła że początek był w stanach, druga mówiła iż rap zapłonął już na jamajce. Jak było na prawdę... nie doszliśmy do porozumienia.

Na pierwszy ogień poszła znana chyba wszystkim ksywka, Kool Herc. Spór o to czy był bardziej Amerykaninem czy Jamajczykiem zapoczątkował całą walkę na słowa przypominającą momentami bitwę o Berlin. Niepodważalnym argumentem za stanami jest to iż wspomniany raper pierwszy kawałek o charakterze czystego rapu nawinął w będąc już na kontynencie. "Ale nie to jest źródłem, nie to jest iskrą do powstania tego stylu z którego czerpali później wszyscy wielcy twórcy tacy jak Afrika Bambaataa czy Grandmaster Flashem" ripostowali przeciwnicy. Więc co jest źródłem? Śmiało początków rapu można upatrywać na ulicach Jamajki w postaci toastingu. Trudnił się nim, toastingiem, U-Roy z którego przecież czerpał Kool Herc. Pionier rapu z pewnością to co widział na ulicach Jamajki wprowadził na ulice Bronxu i do tamtejszych klubów. Jednak to dopiero w stanach wszystko ewoluowało tak długo aż powstał rap. Więc inspiracją był toasting, narzędzia były identyczne, styl również był niezwykle podobny. Zmieniono jedynie podkład muzyczny. Silny wpływ na ojca chrzestnego rapu miało więc reggae, którego wszystkich powiązań z muzyką ulicy nie sposób wymienić jednym tchem. Kolejnym punktem na korzyść Jamajki jest osoba wcześniej wspomnianego U-Roya, który swoim niepowtarzalnym stylem "nawijania" tworzy podwaliny rapu. Nie mówiąc o tym iż Beckford pochodził z Jamajki to nigdy na stałe nie mieszkał w stanach a jednak jego muzyka silnym piętnem odbiła się na późniejszych twórcach rapu, kolejny punkt dla Jamajki.
Idąc dalej tą drogą, cofając się w czasie mój rozmówca z ironią rzucił "tak to możemy uznać iż rap zaczął się w afryce a pierwszymi wykonawcami byli goście z plemienia Bantu". Co ciekawa sformułowanie to nie było wcale tak głupie i żart stał się całkiem trafnym argumentem na korzyść Jamajki... i afryki. Bo nie od dziś wiadomo że reggae i rap wiele czerpią z muzyki afrykańskiej, a przynajmniej czerpały w swych początkach. To dźwięki afrykańskich djembe na początku wybijany był w rytmach reggae a potem rapu.

Faktem jest iż rap, w swojej dzisiejszej postaci powstał w stanach co nie oznacza zwycięstwa w tym pojedynku. Nie można jednak nie powiedzieć iż to Jamajka jest iskrą po której nastąpił wybuch tej muzyki. Ostatecznie nie można wskazać zwycięzcy, sukces podzielił się a sama dyskusja ujawniła tylko jak wiele wspólnego ma ze sobą reggae i rap. Osobiście skłonny jestem uznać iż wszystko zaczęło się na Jamajce... inni są skłonni uznać mnie za heretyka.

Jay-Z - Blueprint 3 - recenzja

piątek, 11 września 2009


Rok 2009 jest dla hip hopu i rapu bardzo dobrym rokiem. Wiele świetnych produkcji tak w Polsce, jak i za granicą już wyszło, wiele jeszcze wyjdzie. W chwili gdy gorąco oczekuję kolaboracji Buckshota z KRS-One’m, w łapska (a raczej na słuchawki) trafił mi najnowszy album Jaya-Z, mianowicie kontynuator serii „Blueprint”, oznaczony numerem „3”. O Shawnie Carterze można powiedzieć, że osiągnął na rapowej scenie wszystko. Nagrody Grammy, MTV, BET, wielomilionowe nakłady, piękna żona, hajs, rozgłos. Jay jest gwiazdą wielkiego formatu i spokojnie mógłby dać sobie spokój z rapem, odchodząc na zasłużoną emeryturę. Zwłaszcza, że z płyty na płytę z formą jakby gorzej, a wspomniane odejście zapowiadane jest co jakiś czas. Ale Hova nie próżnuje. Jego „Rockafella records” daje nam w tym roku solidną dawkę dobrego rapu. 

Ale od początku…

Pierwszy „Blueprint” wyszedł osiem lat temu. Na krążku znalazło się sporo hitów pokroju „Takeover”, „Jigga that Nigga”, „U don’t know” czy „Renegade”. Album oceniony bardzo wysoko (5. miejsce magazynu „The Rolling Stones” w kategorii top 10 albumów 2001 roku) ugruntował pozycję Jaya na hip hopowym rynku.
Wydana rok później kontynuacja, w postaci dwupłytowego „The Blueprint 2 The Gift & The Course”, nie powtórzyła sukcesu poprzedniczki, aczkolwiek single „Bonnie & Clyde” oraz „Excuse me Miss” długo zajmowały wysokie miejsca na listach przebojów.

No i trójka…
Siedem lat po drugim „Blueprincie” i sześć po dokładce w postaci ”Blueprint 2.1

Jay-Z się postarał. Całość (w większości, bo 7 na 15 tracków, wyprodukowana przez Kanyego Westa) brzmi świetnie i świeżo. Znakomici goście w postaci właśnie Kanyego, Alicii Keys, Rihanny, Pharella, Young Jeezy’ego, czy Swez Beats świadczyć może o różnorodności materiału na płycie. I tak właśnie jest. Od przepełninego optymizmem „Empire State of Mind” ze świetną Alicią Keys w refrenie, po nostalgiczne „Wenus vs Mars”. Od szybkiego „A star is born” po wolniejsze „Young Forever”. Płyta pełna jest skrajności. Wszystkie jednak świetnie ze sobą współgrają, tworząc mieszankę porównywalną do tego co mogliśmy słyszeć na „Kingdome Come”. Jay-Z widocznie dźwignął się z dołka pt. „American Gangster”. „Blueprint 3” jest dobrą płytą i myślę, że powinni sięgnąć po nią nie tylko fani Shawna. To ponad godzina świeżej muzyki, bez słabszych momentów. To całkowite ugruntownie Jaya-Z na pozycji „jednego z najlepszych artystów muzyki popularnej XXI wieku”. I chyba jedna z najlepszych tegorocznych płyt. Szerze polecam.

A Wy możecie posłuchać fałszującego Jaya-Z w singlu promującym album - „D.O.A (Death Of Autotune”):

Hip Hop Kemp 2009

czwartek, 10 września 2009
Hip Hop Kemp – festiwal z atmosferą, największy europejski festiwal tejże kultury, który miał w tym roku miejsce po raz ósmy i po raz ósmy sprowadził do Hradec Králové, w Czechach rzeszę jej fanów.



Droga do Hradec – cholernie długa i męcząca. Szczególnie dla nas – osób mieszkających na północy Polski, biednych, młodych ludzi, których nie stać na droższe, szybsze środki transportu, zmuszonych do jazdy pociągiem przez cały kraj. Dla mnie osobiście był to pierwszy wypad na Kempa, gdyż wcześniejsze lata nie pozwoliły na to dobrodziejstwo i muszę przyznać, można się zakochać. Klimatyzacja, nowe znajomości, poprawianie humoru wszelkimi używkami i na samym końcu sen. Tak minęło nam te 16h drogi, by dotrzeć do Kudowy i móc wreszcie dobrnąć do samego celu – kempowiska w Letiště. Na miejscu znajdowało się już kilkaset namiotów. Wszędzie można było usłyszeć naszych rodaków, co stworzyło jeszcze przyjemniejszą, ‘rodzinną’ atmosferę.


Tegoroczny festiwal otwarty został środowym Warm Up’em, 19sierpnia, który może specjalnie nie powalił , ale trzeba przyznać, że zabawa nie należała do najcichszych, a procentowe napoje, nie wspominając o reszcie używek, miały spore wzięcie. Wszyscy czekaliśmy jednak na czwartek, którego to dnia miał oficjalnie zacząć się festiwal.


Tu znajdziecie dostęp do całości tegorocznego line up’u

http://www.hiphopkemp.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=634&Itemid=1


Dzień 1


Pierwszy dzień nie był tak obfity w smakowite kąski muzyczne jak kolejne, ale nie mogliśmy narzekać. Wszystko zaczęło się kręcić od 14.00, kiedy to start miała miejsce druga edycja Bitwy o Kemping. Przy obozowisku warszawskich freestyle’owców znalazła się spora grupa fanów, gdzie przeważającą częścią jak nietrudno zgadnąć byli Polacy. Chętnych do wzięcia udziału znalazło się sporo. Prowadzący bitwę Muflon, przeprowadził wraz z publiką eliminacje wyłaniając finałową szesnastkę. Nie był to pokaz mega punchy, wyszukanych wersów choć i tego nie zabrakło. Zdecydowanie panował luźniejszy klimat. W ścisłym finale znalazł się 3-6 wraz z Flintem, z których to ten pierwszy zwyciężył.


Słońce, zimne napoje. Wszystko szło tylko ku lepszemu. Zaczęliśmy od koncertu Sicknature ze Snowgoonsami, który bardzo pozytywnie zaskoczył nas ogromną energią.



Później na scenie miał pojawić się nie kto inny, jak reprezentant Siemiatycz – TeTris. Od początku mogliśmy dostrzec jego niesamowitą zajawkę z bycia na scenie, właśnie w tym miejscu. Przekrój muzyczny sięgnął wszystkich punktów zaczepnych od nieziemskiego, ociekającego pazurem Prawo do Bragga, przez numery z pierwszej EP jak Pandemonium, z zapowiadającego wydaną już płytę Dwuznacznie, mixtape’u Stick2MyNameRight - Stój, Patrz, Słuchaj czy Ladeezy, przed którym znów dumnie oświadczał, iż już w listopadzie zostanie ojcem oraz kawałki prosto z LP. Dj Tort, który towarzyszył TeTowi, nie zapomnijmy, że na scenie cały czas wykazywał się także Pogz, dał nam możliwość usłyszenia klasycznych polskich, głównie rapowych kawałków, a także oddał muzyczny hołd nieżyjącym już wielkim muzykom. W ręce publiki padły koszulki, które stopniowo ściągali z siebie raperzy, a także płyty z pierwszym singlem. Za to na scenie pojawiła się flaga nikogo innego jak nC! Zresztą później pojawiała się jeszcze kilka razy. Trzeba przyznać, że TeTris dał mega popis, choć jego czas na scenie przez opóźnienia został skrócony. Tak oto powoli wkręcaliśmy się w klimat koncertowania.



Po ponad półtorej godzinnej przerwie na wlanie zapasów paliwa, gdzie w międzyczasie udało nam się spotkać jak zwykle lekko ‘upojonego’ Mesa, który zawitał do Hradec wraz z ekipą Alkopoligamii.




Ruszyliśmy pod scenę by zobaczyć nikogo innego jak bostońskiego rapera – Reksa. Dane było nam usłyszeć wszystkie bangery z zeszłorocznego Grey Hairs. Niesamowicie było usłyszec na żywo takie kawałki jak All in One (5 Mics), Say Goodnight czy The One. Artysta dał publice ogromnego powera. Ku lekkiemu zaskoczeniu pod koniec koncertu na scenie pojawił się niewysoki Latynos – Termanology, którego koncert miał odbyć się dnia ostatniego. Sam Reks postanowił skończyć swój występ w tłumie uskuteczniając stage diving.



Za Reksem mogliśmy zobaczyć amerykańsko-polską kolaborację El da Sensei & Returners. Trzeba przyznać, że potrafią zrobić pozytywne wejście, gdyż publika zareagowała żywo. W trakcie koncertu na scenie pojawił się także Kosha Dillz, kompletnie nie przewidywany w line up’ie, który pokazał nam swoje umiejętności freestylowe.



Teraz nastąpił czas na zmianę klimatu. Na scenie pojawił się szwedzki raper Adam Tensta, który łącząc elektroniczne brzmienia z rapem poderwał publikę. Przyznam, że bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Po reprezentancie Skandynawii ogarnęliśmy jeszcze bardzo pozytywny występ U-N-I z Kalifornii i nie czekając na ‘gwiazdę’ wieczoru, Lady Sovereign udaliśmy się na pole by owocnie zakończyć pierwszy dzień i zbierać energię na kolejny. Nie powiem jak było, ale z tego co wiem nie pojawiło się tam wielu ludzi. Nie ten klimat.

Sorry, Lady.


Dzień 2


Dobry wstęp, ale to dopiero piątek miał uderzyć z większym impetem, gdyż lista mocnych koncertów wzrosła. Fakt headlinera wieczoru Method Man’a chyba mówi sam za siebie. Poranny wypad nad jezioro, dojazd do miasta i ulubionego przez nas czeskiego Kauflanda po śniadanio-obiad.


Na terenie festiwalu mogliśmy zobaczyć ‘szwędających się’ wszędzie artystów, którzy kompletnie na luzie rozmawiali z fanami. Przy okazji promowali swoje materiały, a także przyglądali się koncertom swoich kolegów.


Wczesny start, tuż przed 16 na scenie pojawił się legendarny brytyjski raper – Blak Twang. Show bardzo pozytywne. A tuż po nim – Pih. Materiał Kwiaty Zła sprawdził się i polska publiczność szalała pod sceną. Szczególnie wart uwagi był koniec, kiedy to kawałek Nie ma miejsca jak dom zarapował na bicie Nas’a Made you look.


Chwila przerwy i na scenie znaleźli się świetni reprezentanci sceny francuskiej - Sages Poetes De La Rue. Mimo kaleczonego angielskiego złapali kontakt z publiką i koncert można zaliczyć do bardzo pozytywnych. Nastąpił czas na chillin’, gdyż zaraz po nich na scenie pojawili się Blu&Exile. Exile podbił serca publiczności robiąc mega beat na MPC.



Tuż po chwili lajtu, J-Live rozwalił scenę. Popisy na mikrofonie i gramofonach były bardzo mocne, a jego kompan cały czas nakręcał publikę. Ale, to nic w porównaniu z Reef’em, który jak sam powiedział był kompletnie wcięty, a na wejście nieomal zgubił spodnie. Później, już z własnej woli ‘zgubił’ i buty, i koszulkę. Doza humoru nie przyćmiła jednak dobrego rapu, a Torae wykończył to bardzo klasowo.


Ponownie na scenę trafił akcent polski, gdyż teraz swoją chwilę miał Blady Kris, który mieszkał razem z nami na zwykłym kempowisku mając obok zwykłej opaski, opaskę VIP-a. Zaskoczył nas pozytywnie bawiąc się nie tylko beatboxem, ale używając także sprzętu.


Czeski freestyle, gdzie wśród bitów pojawiła się także nasza Seniorita, i na scenę wkroczyli, świetny DJ Wich wraz z Indym. Tu przede wszystkim czeska publika została porwana, ale i my zostaliśmy pozytywnie nakręceni tuż przed oczekiwanym przez nas Black Milkiem. Liczyliśmy na to, iż pojawi się z żywym bandem, ale niestety tak nie było. Jednak koncert był bardzo mocny. Nie obyło się bez pozycji z Tronic'a jak Losing Out, gdzie przez swój krótki w nim udział (zbrakło nam tu jeszcze Royca) raper zagrał numer dwukrotnie. Sound The Alarm na koniec, gdzie sprosił wszystkich, którzy stali z tyłu sceny wyszło bezbłędnie.



Na Method Mana musieliśmy poczekać. Na szczęście masa rozrywek wypełniła nam czas oczekiwania. Spóźnienie trwało około godziny, ale mimo, że na miejsce nie dotarł jego DJ, członek Wu-Tang Clanu dał solidną dawkę energii. Zabrakło kilku mocnych pozycji, bity przeskakiwały, ale spontaniczny dobór numerów wypadł dobrze. Meth latał po rusztowaniu, skakał w publikę i bawił się razem z nami tak samo świetnie. Nie był to jednak szczyt jego możliwości, został jakiś niedosyt, ale sam fakt bycia na jego koncercie daje już dużo.



Niestety ominął nas koncert Cymarshall’a Law, który praktycznie pokrył się z Method Man’em, a my sami zmęczeni nie czekaliśmy już na Returnersów tylko poszliśmy zbierać siły na ostatni, najmocniejszy dzień festiwalu.



Dzień 3


Zakupione dzień wcześniej koszulki kempowe na sobie i już o 16.20 – koncert B.o.B. Kompletnie niedoceniony w line up’ie 20letni reprezentant Atlanty dał niesamowity popis umiejętności. Rapował, śpiewał, grał na gitarze. Ogromny power na scenie plus żywy band sprawiły, że utwory I’ll be in the sky czy On the top of the world wypadły wyśmienicie. Jeden z najlepszych koncertów kempowych.



Chwila przerwy – tu udało nam się dorwać na stoisku Termanology’ego, zakupić winyle, cyknąć fotkę i na scenie pojawił się Planet Asia. Aplauz dla poprzednika i klasyczne wejście. Zabrakło mi wielu utworów, co sprawiło, że w oczekiwaniu straciłam jakoś wenę na ten koncert. Jednak nie można powiedzieć, publika reagowała żywo.


A Tuż po nim spadł Warszafski Deszcz. Na wejście Deszcze niespokojne a tuż za nim świetnie wchodzące Już od ’99 płynę. Tak poprzez numery z nowego materiału i te starsze, do klasycznego już Ja mam to co Ty. Mimo, iż Tede miał zdarte gardło (nic dziwnego, gdyż dzień wcześniej występowali na Coke’u), chłopacy pokazali jak się robi tu hip-hooop.




Po koncercie WFD pokaz breakdeance’owy i mega show Killa Keli, który pokazał swoje ogromne możliwości beatboxowe. Facet z ogromem energii i mega zajawką na to co robi. Na koniec uskutecznił jeszcze bit by koledzy mogli pokazać freestyle.


Przyszedł czas na jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie koncertów kempowych – Termanology! Opóźnienie sprawiło, że Term miał jedynie 35 minut by rozwinąć skrzydła, a co zaczym poszło, koncert miał szybkie tempo i nie było chwili wytchnienia. Zagrane w całości So Amazing, a także Watch How it Go Down powaliło. Sam raper został bardzo pozytywnie zaskoczony kiedy to odkładając majka, publika bez wytchnienia leciała całe wersy. W międzyczasie pojawił się gościnnie Reks, a popisy dawała także reszta ekipy. Polał się alkohol, a na koniec Termanology podkręcił publikę wykrzykując ‘Jump, Jump, Jump!’ chcąc w nią wskoczyć. Mega!



Czesi i koncert, na którym być nie przeszło mi przez myśl kiedykolwiek– Devin The Dude. Ten mega pozytywny człowiek, idealny klimatycznie do miejsca, zaskoczył nas z cicha, kiedy to początkowo wkręcali nas dwaj jego kompani, a w głośnikach pojawił się bit. Zagrał on wszystkie największe klasyki. Pojawiło się nawet zaskakując nas Fuck You, a na koniec niesamowicie brzmiejące na żywo Anythang. Banan przyklejał się sam na buzi. Chillout jak stąd w kosmos. Tego właśnie było nam trzeba. Zajebisty koncert, który za każdym razem przypomina mi się odsłuchując po raz to kolejny mistrzowskie kawałki Devina.




Camp Lo zabrakło kopa. Ale bomba miała dopiero wybuchnąć kiedy to o północy na scenie miało pojawić się La Coka Nostra. Podkręcanie publiki tekstami, klasyczne numery, a przede wszystkim Jump around, które wykrzesało z nas resztki energii. Takiego zakończenia festiwalu nie można zapomnieć.




I jak to już zawsze bywa, wszystko co dobre, szybko się kończy. Tak było i tym razem. Po śnie przyszedł czas na porządki wokół namiotów, pakowanie i kolejną długą drogę, tym razem z powrotem do domu. Klimat kempowania utrzymał się jeszcze w pociągu, kiedy to w końcu wszystkim zbrakło sił. Jest co wspominać, ale trzeba przyznać, że ‘Nie ma miejsca jak dom’. Za rok zawitamy tam znowu.