Dziś kawałek Uśpionego Miasta. Jest ekipa, w której skład wchodzi trzech MC's z łódzkiego Widzewa: Walles, Rado Radosny i Łańduch. Chłopaki wydali już kilka płytek, są jedną z najbardziej rozpoznawanych łódzkich grup. Poniżej kawałek 'Mamy Gest' z gościnnym udziałem Zeusa.
Etykiety:
Dzień z łódzkim rapem #8,
Łańduch,
łódź,
Rado Radosny,
rap,
Uśpione Miasto,
Walles
Kiedyś musiał ten dzień nastać - postanowiłem, że podzielę się z Wami swoimi luźnymi przemyśleniami na tematy mniej lub bardziej ważne/ciekawe. Nie chcę nazywać tego cyklem, gdyż nie wiem kiedy w najbliższym czasie znów złapie mnie chęć na takie rozkminki. Jak na luzaku to na luzaku : ) A więc przejdźmy do rzeczy.
Wielu ludzi bawi się w tworzenie rankingów swoich ulubionych raperów, płyt etc. W tej kwestii nie jestem wyjątkowy. Dodałbym, że raczej bardziej zmienny niż kobieta w ciąży. Jednego miesiąca mam wkrętkę na Zeusa, innego na PeeRZeta, norma. Mówię oczywiście wyłącznie o polskich arystach. Gdybym miał pisać o USA prędzej Bosski zdobyłby skille. Ale od jakiegoś czasu w moich zestawieniach króluje Ten Typ Mes. Postanowiłem skupić się na tym 'zjawisku'. Nie powinno raczej być w tym nic dziwnego, w końcu gość ma wielu fanów. A jednak..
Na początku mojej znajomości z jego twórczością miałem go za zwykłego, niczym nie wyróżniającego się rapera. Owszem, ma umiejętności, wszystko na miejscu, ale bez szału. Przesłuchałem parę kawałków z pierwszej solówki, do tego doszło kilka tracków z Flexxipu. Na tym koniec, po prostu mnie do siebie nie przekonał. Zająłem się innymi kotami. Powrót do Mesa zaliczyłem dzięki mojemu ziomkowi, który chodził zajarany 'Zamachem na przeciętność'. Mówił, że wcześniej nie słyszał takiej płyty, więc postanowiłem sprawdzić czy rzeczywiście jest się czym podniecać. Znów klapa. Oprócz 'My' właściwie żaden kawałek mi nie podpasował. Wszystko odmieniło się gdy zabrałem się 2Cztery7 zainspirowany zajawką na amerykański G-funk. Mes zaczął rosnąć w moich oczach, nie dość, że bardzo sprawnie nawijał, to jeszcze potrafił nieźle zaśpiewać w refrenie. Szybko złapałem fazę na trio z WWA. Zacząłem na nowo sprawdzać wszystkie albumy Mesa - Flexxip, 2Cztery7 i dwie solówki. I co? I wooooow. To co ten koleś zrobił ze swoim flow na przestrzeni kilku lat naprawdę budzi szacunek. W jednym tracku potrafi trzy razy zmienić styl, a co dopiero w przekroju całej płyty, czy twórczości? Typ przez lata ewoluował, nie tylko jako raper. Wypracował swoj wizerunek - z łysego chłopaczka przyodzianego w dresy zmienił się w eleganckiego mężczyznę nie wypierającego się swojej przeszłości i wielu nieciekawych przygód, których w niej zaznał. Pierwsze solowe wydawnictwo (Alkopoligamia: Zapiski Typa) to kawał dobrego rapu, często osobistego, emocjonalnego. Mes postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Mało kto wypuszcza drugą płytę będącą lepszą od debiutu. Jemu to się bezsprzecznie udało - 'Zamach na przeciętność' przez wielu uważana jest za płytę 2009 roku. Typ pokazuje tam się nie tylko jako raper, lecz także jako świetny producent. Do tego dodajmy takie smaczki jak 'OiOM' - mocny rockowy banger, który na koncertach miażdży publiczność jak nie jeden heavy metalowy track i mamy album kompletny. Mamy rapera kompletnego!Jeśli ktoś po sprawdzeniu wyżej opisanych wydawnictw ma jeszcze jakieś wątpliwości odsyłam go do licznych featuringów Warszawiaka. Szczerze mówiąc, nie wiem czy chciałbym wystąpić z nim w jednym kawałku - gość zjada każdego kto go zaprosi.
Podczas gdy na rodzimej rapowej scenie mamy do czynienia ze stagnacją miło jest widzieć jakieś światełko w tunelu, coś innego niż cała reszta. Sądzę, że właśnie takim artystą jest Mes. Ciężko u niego o słabą zwrotkę, zawsze serwuje nam dawkę porządnych przemyśleń, dawkę stylu, którego w dzisiejszych czasach coraz mniej. Gość miał na siebie pomysł i skrzętnie go zrealizował. Lub raczej powinno się powiedzieć: nadal go realizuje.
Powrót bloga, a więc także powrót starych cykli. Dzisiaj postanowiłem pokazać Wam klip jednego z lepszych MC's w Łodzi - Walles'a. Teledysk powstał do kawałka 'Zamienimy się w małpy' z drugiej solowej płyty Wallesone "Czarna Magia vol.1". Buja, co? Moim zdaniem miazga. Miłego oglądania : )
Są takie płyty, których recenzowanie sprawia samą przyjemność. Co prawda nie jest ich zbyt wiele, ale jak już coś się trafi to warto to wykorzystać. Dla mnie zdecydowanie jedną z takich płyt jest 'The Stimulus Package', wspólne dzieło Freeway'a i Jake One'a.
Po kolei.
Najpierw pokrótce przedstawię sylwetki moich dwóch dzisiejszych 'celów'. Ci bardziej obeznani słuchacze rapu zza oceanu pewnie kojarzą obie te postaci.
Freeway jest trzydziestoletnim przedstawicielem Filadelfii. Zadebiutował świetnie przyjętym albumem 'Philadelphia Freeway' wydanym w 2003 roku nakładem Roc-a-Fella Records, który sprzedał się w ponad 500 tys. kopii. Jego drugi solowy album 'Free At Last' wyszedł dopiero w 2007 roku. Spowodowane było to zawirowaniami w wytwórnii jak i w życiu osobistym rapera. Trzeci album 'Philadelphia Freeway 2' ukazał się 2 lata później, już nie w wytwórnii Jay'a i Dash'a, lecz w nakładem 'Real Talk'. Kolejną płytą jest właśnie 'The Stimulus Package' wydane we współpracy z Jake One'em, na którym skupię się za chwilę.
Jake One to producent z Seattle. Na swoim koncie ma mniej albumów, bo tylko dwa (włącznie z 'TSP'). Pod koniec 2008 roku wydał 'White Van Music', na którym mogliśmy usłyszeć takich kozaków jak M.O.P., MF DOOM, Brother Ali, czy Young Buck.
No to lecim!
Po krótkim rysie biograficznym możemy przystąpić do naszej stymulującej paczuszki. Tradycyjnie zacznę od bitów. Tutaj jest wyśmienicie! Jake One spisał się świetnie, wyklepał takie podkłady, że palce lizać. Od mocnych bangerów jak 'Throw Your Hands Up' do spokojnych i refleksyjnych - przykładowo 'Free People'. Po płycie producenckiej Jake'a można było śmiało twierdzić, że jest porządnym producentem. Po 'TSP' mam go za totalnego kozaka, który śmiało może uważać się za jednego z najlepszych w USA, a co za tym idzie również i na świecie. Dobre patenty (przykładowo zmieniające się tempo w 'Never Gonna Change') w połączeniu z naprawdę ciekawymi samplami dają takie brzmienie, że tej płyty można słuchać nawet wyłącznie dla bitów.
A co na to Freeway?
Nie pozostaje w tyle. Zajebiste flow okraszone dobrą techniką na bitach Jake'a brzmi bardzo dobrze. Usłyszymy tutaj storytellingi (Never Gonna Change), kawałki o problemach (Money), wspomniane bangery (Throw Your Hands Up), lekkie bragga (Microphone Killa). Do wyboru do koloru, a co najlepsze - w każdym z tych styli Free czuje się świetnie i sprawnie płynie na pętlach. Gościnnie na płycie pojawiają się: Young Chris'a, Bun B, Raekwon, Beanie Sigel, Birdman, Omilio Sparks, Mr. Porter oraz Latoiya Williams. Występy wszystkich wymienionych są na dobrym poziomie wyłączając Birdmana. Współzałożyciel Cash Money Records leci ciężko, ospale, odechciewa się go słuchać. Poza tą 'wpadką' całej płyty słucha się naprawdę przyjemnie. Osobiście głowa buja mi się non stop, płytę słucham bez przełączania któregoś z utworów, a zdarza mi się to rzadko.
Koniec? :(
Gdybym stawiał oceny za albumy przy 'The Stimulus Package' miałbym teraz spory problem. Postawić 5 z plusem czy 6? Płyta jest świetna! Polecam ją wszystkim słuchaczom rapu, bez wyjątków. No może tych 'JP! JP!', to nie ta liga : ) Jak na razie jest to album 2010 roku, czekam aż coś przebije to wydawnictwo. Peace!
Przyjdź Jutro Familia - Płyta. To za dużo powiedziane. (2010)
Autor:
Kazet
o
00:35
czwartek, 13 maja 2010
Postanowiłem, że dla odmiany napiszę recenzję jakieś płytki, która wyszła niedawno. Jak zauważyłem, więcej przyjemności sprawia mi pisanie o starszych wydawnictwach, no ale cóż, sprawy bieżące są równie ważne, o ile nawet nie ważniejsze. Mój wybór padł na krążek, który światło dzienne ujrzał dosłownie kilka dni temu, a mianowicie Przyjdź Jutro Familia - Płyta. To za dużo powiedziane.
A cóż to?
Skład PeJoteF tworzą Bearde oraz PeRu, dwaj katowiccy raperzy. Obydwaj byli mi już znani. Bearde zaskarbił sobie mój respekt solową płytą 'Złote Słowa. Zachowaj to dla siebie' z 2009 roku, która była naprawdę fajnym wydawnictwem. PeRu usłyszałem na 'Saligia' także w '09r. Po ściągnięciu płyty oraz przeczytaniu pliczku 'info' już pojawiły się pierwsze obawy. Obu panów miałem za tych z rodzaju bardziej rozkminkowych graczy, a tu informacja, że ma być bardziej luźno. Zaciekawiony odpaliłem płytkę i... no i w sumie bez żadnego zaskoczenia.
Bity, bity, bity!
Ale zacznę od warstwy muzycznej. Jest to niewątpliwie mocna strona tej płyty. Bity trzasnęli Fuls oraz Domson. Pierwszy znany jest z wyprodukowania 'W Górze Szkła' Piha oraz współpracy z amerykańskimi kotami, drugi posiada trochę mniej fejmu ale odmówić skillsów mu nie wolno, można było go usłyszeć na solówce Bearde. Dodatkowo w refrenie do 'Jutro' usłyszymy Pixela, a skrecze do dwóch wałków dorzucił DJ Owat. Brzmienie albumu jest naprawdę dobre, nie ma się do czego przyczepić. Nie wywołało u mnie jakiegoś szoku, po którym katowałbym dany kawałek choćby dla samego bitu, ale jest porządnie.
A co na nich?
Teraz coś o nawijkach. Tu już więcej zastrzeżeń. Słyszałem o wiele bardziej luzackie i melanżowe płyty, które miały o wiele więcej wajbu niż ta, która ponoć miała oddawać ten klimat. Nie jest źle, ale jednak w większości tekstów czuć mocniejszą rozkminkę. Panowie lecą całkiem nieźle, jednak ich flo pasuje mi głównie do poważniejszych produkcji, odnoszę wrażenie, że średnio pasują na bity wyklepane przez Fulsa i Domsona. W paru miejscach kuleje dykcja, słychać niezbyt wyraźne przyspieszenia. Technicznie mocno średnio, na próżno szukać tutaj dwójek czy trójek, ale chyba nie o to na tej płycie ma chodzić. Ogólnie... hm.. jest dobrze, ale bez szału. Bardziej podobały mi się wersy na solowych projektach obu MC.
Daje nam to...
Podsumowując, 'Płyta. To za dużo powiedziane' to w miarę solidne wydawnictwo. Dobre brzmienie połączone z przyzwoitą nawijką Bearde i PeRu mnie osobiście nie zachwyca, lecz wiadomo - są gusta i guściki. Chce się po prostu powiedzieć 'jest nieźle', co zresztą można zauważyć w tej recenzji : ) Mimo to polecam sprawdzić, peace!
Tracklista:
01. Welkom (muz. FulS)
02. Lej Mi Rum (muz. FulS)
03. 3naście (ft. DJ Owat) (muz. Domson)
04. Jutro (ft. Pixel, DJ Owat) (muz. FulS)
05. Elo, 3-2-0 (muz. FulS)
Seria artykułów "Get to know him better" jest poświęcona artystom, którzy swoją twórczością, osobą lub zachowaniem wyróżniają się spośród tłumu. Będzie to seria artykułów poświęcona najciekawszym zjawiskom odnotowanym w Hip-Hopie.
Jeszcze na koniec wstępu dodam, że naprawdę nie spodziewacie się co przez ponad 30 lat trwania tej muzyki powstało. Jak to Kazet powiedział "Będzie sporo kotów do opisania", czy jakoś tak.
Serię zacznę od... Kool Keith'a!
Methew Keith Thorton znany lepiej jako Kool Keith jest Nowojorskim raperem, twórcą Pornocore oraz posiadaczem największej ilości alter ego w historii muzyki. Ale po kolei. Jego przygoda z rapem rozpoczęła się w 1984 roku kiedy wraz z Ced Gee'm oraz TR Love'em stworzył grupę Ultramagnetic MC's. Panowie z Bronxu na którym królował gangsta rap, postanowili zrobić coś odbiegającego od reszty produkcji. Ich debiutancki album posiadał niekonwencjonalne bity, niecodzienne, wręcz dziwaczne teksty wzbogacone o wielokrotne rymy. Kool Keith dzięki tej współpracy dopracował swój abstrakcyjny styl oraz
surrealistyczny humor.
Kolejnym przełomowym krokiem w jego karierze było spotkanie na swojej drodzę producenta muzycznego o ksywie Dan The Automator. Dan i Keith doskonale się dopasowali co widać na albumie pt. "Dr. Octagon - Dr. Octagonecologyst" z 1996 roku. Keith Thorton jako kosmita z Jowisza plus świetna oprawa dźwiękowa Dan'a. Ciężko w skrócie opisać ten projekt.
Po samej trackliście można mieć mętlik w głowie. (17. halfsharkalligatorhalfman - Klasyk gatunku)
Kolejnym przełomowym a zarazem najbrutalnieszym krokiem w karierze Thortona był jego solowy album "Sex Style".
Tym razem obyło się bez tworzenia alter ego... Ta produkcja jest sztandarowym przykładem pornocore.
Pierwsze 2 wersy z tytułowego kawałka "Sex Style".
Albo
Cała płyta jest wypełniona podobnymi rymami. Okładka płyty dodatkowo tworzy klimat.
Następnym większym projektem Kool Keith'a jest wydany w 1999 roku album "First Come, First Served" pod aliasem Dr. Dooom. Projekt ten przykuwa uwagę od samego początku gdzie tytułowy Dr. Dooom... zabija Dr. Octagona.
W tym wcieleniu Kool Keith vel Dr. Dooom jest seryjnym mordercą, kanibalem. Ta produkcja jest utrzymana w klimacie Hardcore rap. Krytycy dopatrzyli się w niej szydery z nieprawdziwych opowieści ulicznych które były modne w danym czasie.
Spośród wielu alter ego najpopularniejsze to :
-Sinister6000
-Black Elvis
-Master of Illusion
-Mr. Nogatco
-Project Polaroid
-Tashan Dorset
-Ultra, Cenobites
-Sergei Khmelev
-Analog Brothers
(ich dokładnej liczby nikt nigdy nie policzył ponieważ Kool Keith potrafił w jednym kawałku stworzyć nowe alter ego, które wraz z końcem piosenki już nigdy nie było użyte)
Podsumowując: Kool Keith jest jedną z ciekawszych postaci, która kiedykolwiek tworzyła Hip-hop. Podejrzewa się, że jego alter ega były odzwierciedleniem (symbolicznym) jego myśli. Np. Dr. Octagon był kosmitą, co mogło znaczyć, że Kool Keith czuje się obcy wśród ludzi. Dr. Dooom zabija Dr. Octagona w pierwszym kawałku, to z kolei można zintepretować w taki sposób, że Kool Keith już odciął się od teorii odludnienia. Po czym Dr. Octagon wraca w 2008 roku. Symbolika albumu Sex Style ? DAMN! Choć w sumie Sex style było szyderą z raperów rapujących o dupach w klubach itp. Każdy projekt coś symbolizował, ta symbolika ratuje go przed stwierdzeniem, że był on chory psychicznie. Gorąco zachęcam do sprawdzenia jego projektów, szczególnie Dr. Dooom'a i Dr. Octagon'a.
Jeszcze na koniec wstępu dodam, że naprawdę nie spodziewacie się co przez ponad 30 lat trwania tej muzyki powstało. Jak to Kazet powiedział "Będzie sporo kotów do opisania", czy jakoś tak.
Serię zacznę od... Kool Keith'a!
Methew Keith Thorton znany lepiej jako Kool Keith jest Nowojorskim raperem, twórcą Pornocore oraz posiadaczem największej ilości alter ego w historii muzyki. Ale po kolei. Jego przygoda z rapem rozpoczęła się w 1984 roku kiedy wraz z Ced Gee'm oraz TR Love'em stworzył grupę Ultramagnetic MC's. Panowie z Bronxu na którym królował gangsta rap, postanowili zrobić coś odbiegającego od reszty produkcji. Ich debiutancki album posiadał niekonwencjonalne bity, niecodzienne, wręcz dziwaczne teksty wzbogacone o wielokrotne rymy. Kool Keith dzięki tej współpracy dopracował swój abstrakcyjny styl oraz
surrealistyczny humor.
Kolejnym przełomowym krokiem w jego karierze było spotkanie na swojej drodzę producenta muzycznego o ksywie Dan The Automator. Dan i Keith doskonale się dopasowali co widać na albumie pt. "Dr. Octagon - Dr. Octagonecologyst" z 1996 roku. Keith Thorton jako kosmita z Jowisza plus świetna oprawa dźwiękowa Dan'a. Ciężko w skrócie opisać ten projekt.
Po samej trackliście można mieć mętlik w głowie. (17. halfsharkalligatorhalfman - Klasyk gatunku)
1. "Intro"
2. "3000"
3. "I Got to Tell You"
4. "Earth People"
5. "No Awareness"
6. "Real Raw"
7. "General Hospital"
8. "Blue Flowers"
9. "Technical Difficulties"
10. "A Visit to the Gynecologyst"
11. "Bear Witness"
12. "Dr. Octagon"
13. "Girl Let Me Touch You"
14. "I'm Destructive"
15. "Wild and Crazy"
16. "Elective Surgery"
17. "halfsharkalligatorhalfman"
18. "Blue Flowers Revisited"
19. "Waiting List" (DJ Shadow/Automator Mix)
20. "1977"
Kolejnym przełomowym a zarazem najbrutalnieszym krokiem w karierze Thortona był jego solowy album "Sex Style".
Tym razem obyło się bez tworzenia alter ego... Ta produkcja jest sztandarowym przykładem pornocore.
You want freestyle, that's right, the style is free
Niggas suck my dick and they girls drink my pee
Pierwsze 2 wersy z tytułowego kawałka "Sex Style".
Albo
I pioneered this shit, you keep sucking dick
Your girl's in the crowd, hawking me for a naked flick
I got my silk underwear for the atmosphere
Piss in your face and urinate all in your hair
Cała płyta jest wypełniona podobnymi rymami. Okładka płyty dodatkowo tworzy klimat.
Następnym większym projektem Kool Keith'a jest wydany w 1999 roku album "First Come, First Served" pod aliasem Dr. Dooom. Projekt ten przykuwa uwagę od samego początku gdzie tytułowy Dr. Dooom... zabija Dr. Octagona.
W tym wcieleniu Kool Keith vel Dr. Dooom jest seryjnym mordercą, kanibalem. Ta produkcja jest utrzymana w klimacie Hardcore rap. Krytycy dopatrzyli się w niej szydery z nieprawdziwych opowieści ulicznych które były modne w danym czasie.
Spośród wielu alter ego najpopularniejsze to :
-Sinister6000
-Black Elvis
-Master of Illusion
-Mr. Nogatco
-Project Polaroid
-Tashan Dorset
-Ultra
(ich dokładnej liczby nikt nigdy nie policzył ponieważ Kool Keith potrafił w jednym kawałku stworzyć nowe alter ego, które wraz z końcem piosenki już nigdy nie było użyte)
Podsumowując: Kool Keith jest jedną z ciekawszych postaci, która kiedykolwiek tworzyła Hip-hop. Podejrzewa się, że jego alter ega były odzwierciedleniem (symbolicznym) jego myśli. Np. Dr. Octagon był kosmitą, co mogło znaczyć, że Kool Keith czuje się obcy wśród ludzi. Dr. Dooom zabija Dr. Octagona w pierwszym kawałku, to z kolei można zintepretować w taki sposób, że Kool Keith już odciął się od teorii odludnienia. Po czym Dr. Octagon wraca w 2008 roku. Symbolika albumu Sex Style ? DAMN! Choć w sumie Sex style było szyderą z raperów rapujących o dupach w klubach itp. Każdy projekt coś symbolizował, ta symbolika ratuje go przed stwierdzeniem, że był on chory psychicznie. Gorąco zachęcam do sprawdzenia jego projektów, szczególnie Dr. Dooom'a i Dr. Octagon'a.
Gdy słyszę hasło 'mocny, przenikliwy bas i dobre wersy' na myśl od razu przychodzi mi Pete Rock i jego świetne produkcje, szczególnie te, na których słychać C.L. Smooth'a. Ale po chwili nachodzi mnie kolejna myśl, która brzmi 'Zaraz zaraz, a Black Moon?'. Wtedy zazwyczaj mam cały dzień z głowy, odpalam Enta Da Stage i oddaję się błogiej egzystencji. Tak właśnie oddziałuje na mnie ten album.
Ale zacznijmy od początku. Black Moon (Brothers who Lyrically Act and Combine Kickin Music Out On Nations) to nowojorska grupa założona na początku lat '90, w skład której wchodzili: Buckshot, 5FT Excellerator oraz DJ Evil Dee. Swoją przygodę na scenie zaczęli wraz z podpisaniem kontraktu z wytwórnią Wreck oraz wypuszczeniem singla 'Who Got The Props', który przyjął się znakomicie. W 1993r. wydali swoją debiutancką płytę 'Enta Da Stage', dziś przez wielu, w tym również przeze mnie, uważaną za klasyk. To właśnie na niej skupię się w tej recenzji.
Od czego by tu...
Może wróćmy do brzmienia, do którego nawiązałem we wstępie. Za wszystkie produkcje na płycie odpowiedzialny jest duet Beatminerz czyli Evil Dee oraz Mr. Walt. Na usta ciśnie się tylko jedno słowo - rzeź!! To co wysmażyli nam Ci panowie to istne arcydzieło, drugiego takiego brzmienia nie warto nigdzie szukać, nawet ze świecą w łapie. Świetnie pocięte jazzowe sample, głęęęęęęęęboki, ciężki, przenikający do szpiku kości bas plus potężna perkusja, czego chcieć więcej? Bity w 'U Da Man', 'Make Munne' to po prostu miazga! Mocarne stopa i werbel praktycznie same budują klimat, aż ciarki przechodzą. Do tego warto dodać takie perełki jak 'Buck Em Down' czy tytułowe 'Enta Da Stage' - palce lizać! Gdy dorwałem tę płytkę w wersji instrumentalnej nie mogłem się od niej oderwać, coś niesamowitego.
A gdy dodamy do tego...
Teraz pora na kolejną istotną rzecz czyli uzupełnienie tych bitów nawijką. Tutaj prym wiedzie Buckshot, który dosłownie zjadł 5FT. Młody Shorty leci całkiem sprawnie, idealnie wpasowywuje się w klimat stwarzany przez Beatminerz. Miejscami ostre teksty tego młodego (18 lat podczas nagrywania albumu) i niskiego eMCe mogą budzić uśmiech na twarzy, ale jednego odmówić mu nie można - styl. 'Buck Em Down' to mistrzostwo w jego wykonaniu, a wers 'Welcome to Bucktown, USA, where the weak niggaz get their shit ass played' usłyszymy jeszcze nie raz w późniejszych latach, chociażby na płytach BCC.
5FT jest tylko tłem dla Buckshota, można go usłyszeć jedynie w trzech kawałkach. Podsumowanie: dwa słowa - bez szału.
Ponadto na albumie możemy usłyszeć Tek'a i Steele'a czyli duet Smif-n-Wessun (chłopaki zaliczają tutaj swój debiut na scenie), Havoc'a z Mobb Deep oraz Dru-Ha. Goście rzucili porządne zwroty, a oba kawałki z ich obecnością są jednymi z moich ulubionych z płyty.
I otrzymujemy...
... bardzo mocny, klasyczny album, głównie popis umiejętności Buckshota. Dzięki tej produkcji panowie zaakcentowali swoją obecność na scenie, co niewątpliwie pomogło im w dalszych sukcesach. Wystarczy wspomnieć o założeniu Boot Camp Clik przez Buckshota czy lista 'emsis', którym Beatminerz tworzyli bity, m.in. Dilated Peoples, Eminem, KRS-One, Black Star czy De La Soul. Niestety następne płyty nie przeskoczyły poziomu ustanowionego przez 'Enta Da Stage'. Może to wina trochę innego brzmienia, do którego osobiście nie mogę się przekonać. Zakochałem się w potężnym basie i perkusji debiutanckiej płyty. Na 'War Zone' są jeszcze jego przebłyski np. 'The Onslaught' z Busta Rhymes'em czy 'Two Turntables & The Mic'. Tak czy inaczej, polecam gorąco tą płytę wszystkim fanom rapowych lat '90. Jeżeli powiecie, że jest słaba oznacza to tylko, że macie uszy w du..e, dziękuję, dobranoc! : )
Ale zacznijmy od początku. Black Moon (Brothers who Lyrically Act and Combine Kickin Music Out On Nations) to nowojorska grupa założona na początku lat '90, w skład której wchodzili: Buckshot, 5FT Excellerator oraz DJ Evil Dee. Swoją przygodę na scenie zaczęli wraz z podpisaniem kontraktu z wytwórnią Wreck oraz wypuszczeniem singla 'Who Got The Props', który przyjął się znakomicie. W 1993r. wydali swoją debiutancką płytę 'Enta Da Stage', dziś przez wielu, w tym również przeze mnie, uważaną za klasyk. To właśnie na niej skupię się w tej recenzji.
Od czego by tu...
Może wróćmy do brzmienia, do którego nawiązałem we wstępie. Za wszystkie produkcje na płycie odpowiedzialny jest duet Beatminerz czyli Evil Dee oraz Mr. Walt. Na usta ciśnie się tylko jedno słowo - rzeź!! To co wysmażyli nam Ci panowie to istne arcydzieło, drugiego takiego brzmienia nie warto nigdzie szukać, nawet ze świecą w łapie. Świetnie pocięte jazzowe sample, głęęęęęęęęboki, ciężki, przenikający do szpiku kości bas plus potężna perkusja, czego chcieć więcej? Bity w 'U Da Man', 'Make Munne' to po prostu miazga! Mocarne stopa i werbel praktycznie same budują klimat, aż ciarki przechodzą. Do tego warto dodać takie perełki jak 'Buck Em Down' czy tytułowe 'Enta Da Stage' - palce lizać! Gdy dorwałem tę płytkę w wersji instrumentalnej nie mogłem się od niej oderwać, coś niesamowitego.
A gdy dodamy do tego...
Teraz pora na kolejną istotną rzecz czyli uzupełnienie tych bitów nawijką. Tutaj prym wiedzie Buckshot, który dosłownie zjadł 5FT. Młody Shorty leci całkiem sprawnie, idealnie wpasowywuje się w klimat stwarzany przez Beatminerz. Miejscami ostre teksty tego młodego (18 lat podczas nagrywania albumu) i niskiego eMCe mogą budzić uśmiech na twarzy, ale jednego odmówić mu nie można - styl. 'Buck Em Down' to mistrzostwo w jego wykonaniu, a wers 'Welcome to Bucktown, USA, where the weak niggaz get their shit ass played' usłyszymy jeszcze nie raz w późniejszych latach, chociażby na płytach BCC.
5FT jest tylko tłem dla Buckshota, można go usłyszeć jedynie w trzech kawałkach. Podsumowanie: dwa słowa - bez szału.
Ponadto na albumie możemy usłyszeć Tek'a i Steele'a czyli duet Smif-n-Wessun (chłopaki zaliczają tutaj swój debiut na scenie), Havoc'a z Mobb Deep oraz Dru-Ha. Goście rzucili porządne zwroty, a oba kawałki z ich obecnością są jednymi z moich ulubionych z płyty.
I otrzymujemy...
... bardzo mocny, klasyczny album, głównie popis umiejętności Buckshota. Dzięki tej produkcji panowie zaakcentowali swoją obecność na scenie, co niewątpliwie pomogło im w dalszych sukcesach. Wystarczy wspomnieć o założeniu Boot Camp Clik przez Buckshota czy lista 'emsis', którym Beatminerz tworzyli bity, m.in. Dilated Peoples, Eminem, KRS-One, Black Star czy De La Soul. Niestety następne płyty nie przeskoczyły poziomu ustanowionego przez 'Enta Da Stage'. Może to wina trochę innego brzmienia, do którego osobiście nie mogę się przekonać. Zakochałem się w potężnym basie i perkusji debiutanckiej płyty. Na 'War Zone' są jeszcze jego przebłyski np. 'The Onslaught' z Busta Rhymes'em czy 'Two Turntables & The Mic'. Tak czy inaczej, polecam gorąco tą płytę wszystkim fanom rapowych lat '90. Jeżeli powiecie, że jest słaba oznacza to tylko, że macie uszy w du..e, dziękuję, dobranoc! : )
Witam. Po sporej przerwie w działaniu (praktycznie od października '09, w 2010r. tylko Brikston opublikował jeden artykuł) postanowiłem reaktywować blog. Uważam, że ma on spory potencjał oraz chcę się dzielić ze światem dobrymi nowinami : ) Na razie poszukuję ekipy chętnej do regularnego zamieszczania swoich wypocin, razem z Kercossem planujemy troszkę zmienić wystrój. Już niebawem (może nawet jutro) możecie spodziewać się aktualizacji na blogu. Na razie to tyle, obserwujcie blog i udzielajcie się na nim, 5!
Zastanawiam się ilu z Was już dawno przestało szukać nowości? Ilu z Was przestało za tym pędzić? Ilu ma podejście: jak coś w folijce do rąk wpadnie to wpadnie, a jak nie to nie. Zapewne jest garstka takich osób do których ja mogę siebie zaliczyć.
Już od dobrych kilku lat nie szukam nowości poza tymi od Rahima, Pezeta, Promoe i Looptroop. Już dawno postanowiłem poszerzać horyzonty na inne kraje. Zgodnie z zasadą "wszystko co najlepsze już zostało nagrane" świeżość krążka gra coraz mniejszą rolę. Skąd biorę kawałki, zapytacie? Tylko głupi nie odpowiada kiedy mądry pyta. Moje nowe kawałki biorą się z licznych godzin poszukiwań na forach, często wyszukuje tracków po gościnnych występach, biorą się też od znajomych. Ostatnio dzięki redakcyjnemu koledze Wezyrowi trafiłem na naprawdę niezły kawał muzyki. Mowa tu o 360, krążek 'What you see is what you get'.
Pochodzący z Australii raper powinien trafić w gust każdego kto lubi chillowe, 'niewypchane' bity oraz mnóstwo przemyślanych tekstów. Pewnym jest, że 360 techniką nie grzeszy jednak nawet wybrednych powinny zadowolić takie kawałki jak 'So Fake' i 'Subtle way o suicide' utrzymane w klimacie melancholijnym czy całkowicie z drugiego bieguna 'Badroom Jammin', 'What Yoy See is What you Get' czy 'Mamma mia'. Trzystasześćdziesiąt to nie pierwszy raz gdy patrzę przez ocean... i Andy.
Hilltop Hoods grupa, w której skład wchodzi dwóch nawijaczy (Pressure, Suffa) oraz jednen DJ (Debris), pochodząca z Adelaide'y w Austaralii zachwycili mnie już płytą 'The Hard Road Restrung'. Mocne kawałki, silny przekaz i świetne flow. Polecam fanom mocnego rapu acz nie koniecznie ulicznego. Wynikiem tegoż zachwycenia były późniejsze przestępstwa w postaci downloadu kilku innych krążków zespołu. I choć nie zachwycił mnie najnowszy z nich 'State Of The Art' to od płyty jeszcze starszej niż 'The Hard Road' czyli 'The calling' nie mogłem się oderwać przez długie wieczory. 'The Calling' jest płytą spokojną i raczej do wkręcania się wieczorami niż na wieczorne piwo przed wypadem do klubu. Ewidentnie należy się nad nią skupić i poświęcić jej kilka chwil co by przesłuchać każdy kawałek dokładniej.
Wnioski są jasne. Jeśli miałbym dziś tworzyć ranking to Polski rap znalazł by się o kolejne oczko niżej. Być może nie doceniam Polaków, być może jestem jakimś mało patriotycznym ignorantem. Tym bardziej, że dopiero rozpoczynam swoją przygodę z Aussie, ale już te kilka płyt 360 i Hilltop Hoods pokazuje mi, że w Polsce znajdzie się zaledwie kilku wykonawców na takim poziomie nie tylko technicznym ale i intelektualnym.
V!
Brikston.
Już od dobrych kilku lat nie szukam nowości poza tymi od Rahima, Pezeta, Promoe i Looptroop. Już dawno postanowiłem poszerzać horyzonty na inne kraje. Zgodnie z zasadą "wszystko co najlepsze już zostało nagrane" świeżość krążka gra coraz mniejszą rolę. Skąd biorę kawałki, zapytacie? Tylko głupi nie odpowiada kiedy mądry pyta. Moje nowe kawałki biorą się z licznych godzin poszukiwań na forach, często wyszukuje tracków po gościnnych występach, biorą się też od znajomych. Ostatnio dzięki redakcyjnemu koledze Wezyrowi trafiłem na naprawdę niezły kawał muzyki. Mowa tu o 360, krążek 'What you see is what you get'.
Pochodzący z Australii raper powinien trafić w gust każdego kto lubi chillowe, 'niewypchane' bity oraz mnóstwo przemyślanych tekstów. Pewnym jest, że 360 techniką nie grzeszy jednak nawet wybrednych powinny zadowolić takie kawałki jak 'So Fake' i 'Subtle way o suicide' utrzymane w klimacie melancholijnym czy całkowicie z drugiego bieguna 'Badroom Jammin', 'What Yoy See is What you Get' czy 'Mamma mia'. Trzystasześćdziesiąt to nie pierwszy raz gdy patrzę przez ocean... i Andy.
Hilltop Hoods grupa, w której skład wchodzi dwóch nawijaczy (Pressure, Suffa) oraz jednen DJ (Debris), pochodząca z Adelaide'y w Austaralii zachwycili mnie już płytą 'The Hard Road Restrung'. Mocne kawałki, silny przekaz i świetne flow. Polecam fanom mocnego rapu acz nie koniecznie ulicznego. Wynikiem tegoż zachwycenia były późniejsze przestępstwa w postaci downloadu kilku innych krążków zespołu. I choć nie zachwycił mnie najnowszy z nich 'State Of The Art' to od płyty jeszcze starszej niż 'The Hard Road' czyli 'The calling' nie mogłem się oderwać przez długie wieczory. 'The Calling' jest płytą spokojną i raczej do wkręcania się wieczorami niż na wieczorne piwo przed wypadem do klubu. Ewidentnie należy się nad nią skupić i poświęcić jej kilka chwil co by przesłuchać każdy kawałek dokładniej.
Wnioski są jasne. Jeśli miałbym dziś tworzyć ranking to Polski rap znalazł by się o kolejne oczko niżej. Być może nie doceniam Polaków, być może jestem jakimś mało patriotycznym ignorantem. Tym bardziej, że dopiero rozpoczynam swoją przygodę z Aussie, ale już te kilka płyt 360 i Hilltop Hoods pokazuje mi, że w Polsce znajdzie się zaledwie kilku wykonawców na takim poziomie nie tylko technicznym ale i intelektualnym.
V!
Brikston.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Lubię to! HHLives na Facebook'u
Obserwatorzy
Wykonawcy
- Atlon (1)
- Black Moon (1)
- buckshot (1)
- Freeway and Jake One (1)
- Grubson (1)
- Jay-Z (1)
- Łańduch (1)
- Mizer (1)
- onar (1)
- Peja (1)
- Przyjdź Jutro Familia (1)
- Rado Radosny (1)
- Ten Typ Mes (1)
- TeTris (1)
- Uśpione Miasto (1)
- Walles (3)
O blogu
Autorzy: Kazet, Wezyr, Brikston, Kercoss, FishAndFrytki
Blog poświęcony w całości subkulturze hip hopowej, który wystartował 9 września 2009. Hip Hop Lives stanowi podstawowe i obiektywne źródło wiedzy na temat wspomnianej kultury oraz źródło świeżych informacji na jej temat.
Blog poświęcony w całości subkulturze hip hopowej, który wystartował 9 września 2009. Hip Hop Lives stanowi podstawowe i obiektywne źródło wiedzy na temat wspomnianej kultury oraz źródło świeżych informacji na jej temat.